Dominacja fizyczna nad pozostałymi zespołami to ciche marzenie każdego trenera przygotowania fizycznego.

Skoro jesteśmy Strength & Conditioning coaches, to dlaczego zapominamy o conditioningu?

Wybierz pracę którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. Bullshit?

Musisz wiedzieć, że taki zawód to nie tylko praca, lecz pewien styl życia, który daje wachlarz specyficznych emocji.”

Te i inne ciekawe tematy z życia trenera przygotowania motorycznego poruszamy w 3 już cześci cyklu 10 RZECZY, KTÓRE POWININEŚ WIEDZIEĆ ZANIM ZACZNIESZ PRACĘ W ZESPOLE.

Jeśli jeszcze nie miałeś okazji zapoznać się z poprzednimi dwoma częściami serii 10 RZECZY, KTÓRE POWININEŚ WIEDZIEĆ ZANIM ZACZNIESZ PRACĘ W ZESPOLE, koniecznie zajrzyj tutaj:

  1. 10 RZECZY, KTÓRE POWININEŚ WIEDZIEĆ ZANIM ZACZNIESZ PRACĘ W ZESPOLE część 1
  2. 10 RZECZY, KTÓRE POWININEŚ WIEDZIEĆ ZANIM ZACZNIESZ PRACĘ W ZESPOLE część 2

7. WYTRZYMAŁOŚĆ – Skoro jesteśmy Strength & Conditioning coaches, to dlaczego zapominamy o conditioningu?

Planowanie i egzekucja treningu rozwoju siły i mocy mięśniowej na siłowni to najprostszy element rzemiosła trenera przygotowania motorycznego pracującego w zespole. To w zakresie treningu wytrzymałościowego czyli tzw. conditioningu, my jako trenerzy, mamy największe braki.

Dominacja fizyczna nad pozostałymi zespołami to ciche marzenie każdego trenera przygotowania fizycznego. Pojęcie te, jest w pewien sposób niezdefiniowane – bo czym właściwie jest dominacja fizyczna?

W zależności od sportu, przewag można szukać w wielu aspektach zdolności motorycznych – możemy być silniejsi niż przeciwnicy, szybsi, bardziej wytrzymali itd…

Jednak w sportach zespołowych aby maksymalnie eksponować parametry siłowe, duża siła i moc mięśniowa zawodników nie wystarczy, gdy braknie im wytrzymałości. Zmęczone i niedotlenione mięśnie stają się „miękkie”, „jak z waty” i przewaga siłowa przestaje mieć znaczenie. W innym zaś przypadku, gdy przewagą zespołu jest ponadprzeciętna szybkość zawodników, a zabraknie wytrzymałości, zaburzona zostaje równowaga kwasowo-zasadowa wewnątrz mięśni, nogi stają się „ciężkie” i „nabite” – co uniemożliwia utrzymywanie obecnego tempa gry.

W poniższym artykule nie będziemy rozkładać fizjologii na czynniki pierwsze i tłumaczyć jakie procesy odpowiadają za trening „systemów energetycznych”, gdyż odwiedzie nas to od sedna sprawy a materiałów i publikacji na ten temat jest ogrom. Powiedziałbym, że to jeden z najlepiej teoretycznie opisanych i zbadanych elementów przygotowania motorycznego.

Rozmawiając z zawodnikami i trenerami często słyszę takie zdania:

„Drużyna X ma młodych i szybkich zawodników i nas zabiegali.”;

„Drużyna X była silniejsza, miała koni w składzie i nie mogliśmy wygrać żadnego pojedynku”.

„Totalnie nas odcięło pod koniec, nie było z czego ruszyć”.

Przykładów tego typu zdań można mnożyć, oczywiście padają one najczęściej w kuluarach, nikt nie chce przyznać się do dominacji fizycznej przeciwnika, wynikającego z naszych braków. Zwykle na konferencjach prasowych, przyczyn porażek upatruje się w innych elementach (elementy taktyczne, kontuzje, brak zaangażowania zawodników). Powyższe zdania, to podkreślanie KONKRETNYCH przewag fizycznych, dzięki którym osiągnięto dany rezultat. Geneza przewag, leży w różnych, często skrajnych, zdolnościach motorycznych nieraz znajdujących się po przeciwnych biegunach tej materii (siła ↔ szybkość). Wytrzymałość zaś – jest spoiwem, bez którego nie byłoby możliwe „utrzymanie” i osiągnięcie danego rezultatu podczas spotkania.

Gdyby dostępność wiedzy zawartej w artykułach internetowych, trenerskich social mediach czy badaniach naukowych nt. programowania treningu siły i szybkości, zapakować w okładki i umieścić na półkach z książkami, te zapewne ugięłyby się z nadmiaru ciężaru.

Co zaskakujące, półki na których umieścilibyśmy „książki” dotyczące programowania w praktyce treningu wytrzymałości, byłyby tymi, na których leży kilka zakurzonych, starych materiałów a wiatr hula w wolnych miejscach, czekających na najnowsze egzemplarze.

Teoria fizjologii wysiłku fizycznego, wraz z wyodrębnieniem systemów energetycznych, czy tematu VO2max, jest potężnie rozbudowana i szeroko dostępna, a pomimo tego aspekt praktyczny (czyli jak wdrożyć) jest stosunkowo ubogi.

Zastanawia mnie to, gdyż rodzajów wytrzymałości jest wiele i jest ona w większości przypadków „specyficzna”. Co więcej, w sportach zespołowych, składa się ona na końcowy sukces , a wytrenowanie jej jest zagadnieniem niezwykle kompleksowym. Wytrzymałość w sportach zespołowych, pomimo swojego „zagmatwania” jest traktowana po macoszemu i głównie opiera się na doświadczeniu i nosie trenerskim (poza piłką nożną na najwyższym poziomie). Z koszykówki, z której się wywodzę, trening wytrzymałości polega na bieganiu linii w różnych konfiguracjach z work : rest ratio opartym na ilości dostępnych zawodników na jednostce (żeby głupio nie stali i nie czekali). Oprócz biegania linii w koszykówce mamy biegi MAS, RSA, w piłce nożnej, „obwody kondycyjne na siłowni”, airbike czy inny ergometr w treningu indywidualnym, i na tym kończy się wiedza o „conditioningu” w większości sportów. Często trenerzy motoryki uważają, iż zawodnicy dojdą do formy dzięki gierkom na treningu, skupiając się na treningu na siłowni oraz organizowaniu treningu szybkości i mocy. Problem jest taki, że trenerzy przygotowania w piłce nożnej dzięki pomiarom GPS, są w stanie wliczać małe i średnie gry do treningu wytrzymałości (conditioning games), wkomponowując izolowany trening wytrzymałości tak, aby pracować nad brakującymi elementami w ciągu tygodnia. Pozostali trenerzy w innych dyscyplinach lub pracujący na niższym szczeblu, nie mają niestety takiej możliwości.

Warto zatem rozszerzyć swój warsztat praktyczny z dwóch elementów treningu zespołu:
1. Realna ocena wpływu danej jednostki techniczno- taktycznej na elementy kształtowania wytrzymałości.
2. Rozróżnianie specyficznych rodzajów wytrzymałości, programowanie treningu tak, aby trenować aspekty dające przewagę w danej dyscyplinie.

Wytrzymałość w sporcie zespołowym należy rozpatrywać w 4 aspektach:

  1. „Fit for what?” – Nie da się jednoznacznie określić czy nasz zawodnik jest „fit” w ogólnym tego słowa znaczeniu. Co innego znaczy bycie wytrzymałym dla siatkarza, a co innego dla zawodnika piłki nożnej.
  2. Zawodnicy powinni mieć najlepiej wytrenowane te elementy wytrzymałości, które są niezbędne dla sportu – aby sprostać jego wymaganiom. Należy w jakimś stopniu testować tę wytrzymałość, aby mieć informację, czy jej poziom jest wystarczający
  3. Trzeba być przygotowanym na najcięższe, najbardziej intensywne momenty w spotkaniu „worst case scenario”.
  4. Należy zbudować fizyczną i psychiczną odporność – tak aby nie pękać w kryzysowych momentach. Jedno z moich ulubionych zdań, które często mówię zawodnikom po morderczych sesjach wytrzymałościowych to: „Jeśli wytrzymałeś ten trening, to w meczu już nic Cię nie zaskoczy”.

Skoro jesteśmy Strength & Conditioning coaches, to dlaczego zapominamy o conditioningu?

8. UPEWNIJ SIĘ, CZY SPORT ZAWODOWY JEST DLA CIEBIE – o wyzwaniach z którymi mierzą się trenerzy na wysokich szczeblach.

Ten podpunkt będzie przedstawiać te ciężkie, życiowe aspekty pracy w zespole – nie wszystkie są moimi osobistymi doświadczeniami, lecz opisują ogólne funkcjonowanie branży, co potwierdzają rozmowy przeprowadzane z trenerami i zawodnikami z całej Polski. Powiedzmy, że jest on oparty o krzywą Gaussa, czyli tekst nie będzie dotyczyć topowych 15% klubów jak i 15% najbiedniejszych klubów w Polsce. Opis ten jest wypośrodkowaniem i pewną normalizacją statystyczną. To o czym jest napisane to „norma” dla branży – bez brania pod uwagę tych, którzy znacząco przewyższają lub odstają warunkami pracy w Polsce. Trzeba przy tym wiedzieć, że istnieją już kluby, które mają obiekty na światowym poziomie.

Proszę więc nie traktować tego punktu jako moich „gorzkich żali”, a jedynie jako prawdziwy, nie wyidealizowany opis realiów, z którą zetknie się większość. A także jako przestrogę lub punkt do dyskusji o tym, co moglibyśmy wspólnie,jako trenerzy, poprawić na rynku pracy. By cała branża lepiej funkcjonowała, nie tylko dla zawodników, ale także dla nas – trenerów.

1.Popyt/ podaż

„Wybierz pracę którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”.

Znacie to górnolotne powiedzenie z social mediów? Pewnie coś w nim jest, jednak jak to w miłości bywa, nasza druga połówka bardzo często nas wkurza lub ma gorszy dzień, a i w każdym związku przytrafiają się kłótnie. Taką analogię można przyrównać do pracy przy zawodowym zespole. Musisz wiedzieć, że taki zawód to nie tylko praca, lecz pewien styl życia, który daje wachlarz specyficznych emocji. Notabene będących często głównym powodem, dla którego wybieramy takie, a nie inne zajęcie. To o czym często także zapominamy to to, że oprócz podążania za marzeniami czy realizowania swojej pasji, każda praca, nawet ta wymarzona, zawsze ma jakieś minusy. Oprócz tego że jest to nasza pasja jest to także praca.

Tak, praca trenera w zespole to nadal PRACA, a co za tym idzie działają tu te same prawa ekonomii, jak ma to miejsce w innych branżach.

Podstawowe prawo ekonomii czyli prawo popytu i podaży, ma istotne znaczenie dla rynku trenerskiego. Niestety prawo te, na chwilę obecną działa negatywnie. Popyt – czyli trenerzy, a w zasadzie bardzo duża ilość trenerów na rynku, chętnych i gotowych do podjęcia pracy w zespole (nie znam statystyk ale na pewno jest ich więcej niż tysiąc). Na drugim biegunie zaś podaż – czyli dostępność pracy, której jest stosunkowo niewiele (15-30 klubów na dyscyplinę na poziomie centralnym, gdzie liczących się sportów zespołowych w Polsce jest 5-6 co daje max 180 miejsc pracy).

Taka sytuacja powoduje, iż kluby szukające pracowników są na uprzywilejowanej pozycji, gdyż ilość specjalistów jest większa niż zapotrzebowanie rynku. W czym problem, pomyślisz pewnie, w takim przypadku kluby mogą wybierać wśród „najlepszych z najlepszych” i ich zatrudniać. Nic bardziej mylnego. Sytuacja, w której popyt na pracę przewyższa podaż, powoduje sytuację zupełnie odwrotną. Zmusza się trenerów do konkurencji cenowej. Młody trener na dorobku, bez „bagażu” w postaci rodziny czy dzieci, jest w stanie zaakceptować stosunkowo niewielkie pieniądze*, byle by pracować na szczeblu centralnym w jakiejkolwiek dyscyplinie – wiem co mówię, bo byłem w tym samym miejscu :). Prestiż, możliwości i emocje, jakie wiążą się z pracą w sztabie szkoleniowym, na tym etapie życia są po prostu tego warte. Zwróćcie uwagę, iż trenerzy przygotowania fizycznego (poza topowymi polskimi klubami niezależnie od dyscypliny) na poziomie ekstraklasy i pierwszych lig w znakomitej większości to osoby przed 30tką lub w okolicach 30go roku życia.

Prezesi klubów bardzo często nie będąc w stanie realnie ocenić doświadczenia i wiedzy kandydata, zatrudniają trenerów z dużą wiedzą, lecz bez doświadczenia, kierując się głównie kryterium cenowym. Bo cóż to za filozofia rozpisać i przypilnować zawodników na siłce? Lepiej te pieniądze przeznaczyć na zawodnika.

Polscy, nawet bardzo młodzi trenerzy, są świetnie wykształceni, więc praca na tym etapie na szczeblach centralnych to ogromna możliwość złapania doświadczenia.

* Nominalnie te pieniądze nie są niskie – zarobki brutto przewyższają często inne branże, uważam jednak, że płaci się za mało w stosunku do tego, co trenerzy przygotowania fizycznego wnoszą do organizacji.

2. Płace i problemy okołopłacowe.

Poruszymy jeden z najcięższych tematów jakie są do poruszenia w naszym kraju w zakresie pracy w zespole. Jak wiadomo, przyjęto, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają i jest to w dalszym ciągu temat tabu. W tym podpunkcie nie chcę oceniać czy płace są wysokie czy niskie, bo wiele zależy od klubu (rozbieżności są duże) oraz od indywidualnego podejścia do życia. Dla jednego 1000 zł to dużo pieniędzy, dla kogo innego mało – kwestia perspektywy i doświadczeń życiowych. Z czego jednak należy sobie zdawać sprawę, to koszty z jakimi wiążę się podjęcie pracy w klubie. Nominalnie wypłaty w klubach na szczeblu centralnym są stosunkowo wysokie. Przeciętna osoba otrzymując podobne płace w „zwykłej firmie” w wieku 20-kilku lat byłaby wniebowzięta. Ok, może wymaga to dużo nakładu pracy. Pracujesz rano, pracujesz popołudniami i pracujesz w weekendy, pracujesz w dniu meczu, dzień po meczu, zostajesz po treningach robiąc dodatkowe elementy z zawodnikami, a w domu „Excel”, „monitoring”, czytanie i analiza danych treningowych oraz przygotowanie się do kolejnej jednostki (poprowadzenie rozgrzewki, wstawki, przygotowanie treningu siłowego oraz progresji). 8-12h pracy dziennie na szczeblu centralnym to minimum. Do tego dochodzą kilkudniowe wyjazdy po całym kraju i Europie, obozy itd. Jednak dla młodej osoby (pasjonata) deal jest prosty, poświęcasz dużo, ale mnóstwo się uczysz i „żyjesz pasją”. Dopóki nie masz rodziny to oczywiście nie jest to wielki problem, jeśli masz rodzinę i dzieci – to za otrzymane poświęcenie, wkład i wiedzę chciałbyś uzyskać coś w zamian w postaci pieniędzy, żeby móc wynagrodzić nieobecności rodzinie, to proste. Problem jest taki, że rynek nie działa w taki sposób. Większość klubów wymaga założenia działalności gospodarczej, co daje pierwszy koszt w postaci podatku i ZUS. Jeśli musisz się przeprowadzić, to trzeba wynająć jakieś lokum, jest to bardzo duży koszt (czasem pokrywany przez kluby). Jeśli jesteś miejscowy, to musisz dojechać – co daje inny koszt w postaci paliwa. Na przykład w sportach halowych trenuje się 7-10x w tygodniu + mecz, co tworzy 15-25 przejazdów w tygodniu po kilka – kilkanaście kilometrów każdy. Jeśli podliczymy wszystkie te koszty okaże się, że na życie zostaje +/- 30-40% wypłaty. Polski sport ma jeszcze tą piękną przypadłość, iż kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne zaległości w wypłatach pensji to norma i choć nie znam statystyk, dotyczy ona dużej części klubów (niestety). Wyobraź sobie, że chodzisz do pracy, w której wykonujesz solidnie swoje zadania, a wypłata spóźnia się kilka tygodni. Nie jest to ciekawa perspektywa. ZUS, Urząd Skarbowy czy twój najemca nie mają takiej cierpliwości i co miesiąc regularnie musisz przelewać pieniądze za wystawioną dla klubu fakturę, za którą Ci nikt nie zapłacił, lub zapłacił nie na czas. Ten temat nie jest zbyt często poruszany w social mediach, o ile w ogóle jest, bo po prostu, najzwyczajniej w świecie wstyd o tym mówić. „Nie sra się przecież we własne gniazdo”. Zawodnicy o statusie „ligowca” i uznani trenerzy zarabiają na tyle dużo – że przy wypłacie jednej części wynagrodzenia są w stanie przeżyć nawet kilka miesięcy. Ta sytuacja niestety nie dotyczy zwykle pozostałych członków sztabu: asystentów, trenerów przygotowania motorycznego i fizjoterapeutów, którzy zarabiają maksymalnie 25% a niekiedy mniej niż 10% tego, co zarabia trener główny. Oczywiście, to trener główny kładzie głowę pod gilotyną i gdy coś nie idzie, jako pierwszy za to odpowiada i traci pracę, nosząc na swoich barkach najwięcej stresu. Jednak na co dzień, jako oddany pracownik sztabu robisz wszystko, aby trener główny miał tych problemów jak najmniej, sprawnie wyręczając go z wielu zadań i wspomagając swoją wiedzą. Spójrzcie jednak, jakie zazwyczaj są tego konsekwencje. Wraz z pierwszym trenerem (w szczególności w piłce nożnej) pracę traci cały sztab szkoleniowy. Trenerzy główni mają zabezpieczone kontrakty, nawet gdy tracą pracę, nadal otrzymują wypłaty przez kolejne miesiące, spokojnie szukając w tym czasie nowego miejsca zatrudnienia. Gdy trener przygotowania motorycznego (nawet z kontraktem) traci pracę, ostatnią wypłatę otrzyma za miesiąc w którym skończył pracować, zostając z dnia na dzień bez pracy. Oczywiście wszystko zależy od podpisanego kontraktu, natomiast w realiach, taka sytuacja to dość częsty przypadek.

Czy zwróciliście uwagę, jak wielu trenerów przygotowania motorycznego (nawet na najwyższych szczeblach) czy to w koszykówce, siatkówce, piłce ręcznej, niekiedy w piłce nożnej (tu zarobki są większe) – prowadzi swoje biznesy pomiędzy pracą dla klubu? Jedni tworzą szkolenia, inni prowadzą treningi personalne, inni prowadzą sportowców online lub zakładają swoje studia treningowe. Jeśli myśliss, że jest to tylko spowodowane tym, że są pracoholikami i nieustannie dążą do sukcesu rozwijając swój warsztat, że zmęczenie nie gra roli, że to chęć „zostania najlepszym”. Że to „misja” i oni chcą pracować znacznie więcej niż inni, żeby ich przebić, aby być „najlepszym w branży” itd.. To jesteś w błędzie. Najczęściej pracują dodatkowo, bo po odliczeniu wszystkich kosztów, zarobek jest po prostu za niski aby się utrzymać i dalej się rozwijać – ot cała smutna prawda.

Dlatego wielu trenerów, po kilku sezonach spędzonych w klubach, rozwija swoją markę osobistą, wykorzystując zdobyte doświadczenie, które traktują po latach pracy jako trampolinę do dalszego, indywidualnego rozwoju trenerskiego. Nie szukając pracy w innych zespołach.

Poza piłką nożną i siatkówką, w Polsce praktycznie nie istnieje migracja trenerów przygotowania motorycznego. Latami związani są z jednym zespołem, pracując z różnymi trenerami w międzyczasie (samemu pracowałem z czterema szkoleniowcami przez cztery sezony). Gdy są zwalniani lub rezygnują z pracy, zajmują się innym obszarem rynku trenerskiego, najczęściej związanym z rynkiem komercyjnym/indywidualnym.
Nie piszę o tym, żeby narzekać czy się załamywać, lecz daję po prostu znać na co, jako nowi pracownicy na tym rynku, musicie być gotowi. Jak najlepiej się zabezpieczyć, żeby nerwy, stres czy smutek związany z tymi sytuacjami nie wpływał na całokształt Twojej pracy. Nikt nie chce pracować ze sfrustrowanym trenerem. 🙂

3.Rozwój i inwestycje.

Tak jak w każdej innej branży, tak i w branży Strength & Conditioning, jeśli chcesz być w „topie” musisz wiele od siebie dać. Co mam na myśli? Studia, kursy, szkolenia, akredytacje, konferencje, staże, wyjazdy. Oprócz tego, przegląd najnowszej literatury, czytanie branżowych książek i artykułów – codziennie minimum godzina! (co na pewnym etapie kariery jest niemożliwe). To wszystko kosztuje i jest poniekąd wymagane w naszej pracy, aby być najlepszym. Przez pierwsze 3-4 lata naszej „kariery”, wkład stricte pieniężny w rozwój i edukację znacząco przewyższał zarobki. Oczywiście, można zrobić jeden kurs trenera personalnego i zarabiać na komercyjnej siłowni. Zgoda, lecz wiesz o czym piszę. Jeśli to czytasz, pewnie mamy podobny mindset, przechodzisz lub przechodziłeś przez podobną ścieżkę rozwoju. Chcąc pracować w sporcie trzeba włożyć mnóstwo pieniędzy, energii, czasu i serca. Inwestując tak wiele, nie powinieneś się martwić czy jest z czego zapłacić ZUS, czy pojechać na krótkie wakacje.

4. Możliwości klubów.

Kluby sportowe niestety inwestują niewielką ilość pieniędzy w departamenty „Health & Performance”.
Co może Cię zdziwić, wchodząc do zespołu, to fakt, że większość zespołów nawet na poziomie ekstraklasy koszykarskiej, ma kiepsko wyposażoną siłownię. Czasem nawet jej nie posiada na swoich obiektach! Byłem w naprawdę wielu ekstraklasowych halach w Polsce i szczerze mówiąc na palcach jednej ręki można zliczyć kluby, które mają odpowiednie zaplecze na niezłym poziomie. Od niedawna jestem w posiadaniu własnego studia treningowego, i wstyd przyznać, jego wyposażenie bije na głowę znakomitą większość siłowni z profesjonalnych klubów sportowych. Podejrzewam, że w słabiej dofinansowanej piłce ręcznej lub hokeju jest jeszcze gorzej. Na chwilę obecną są zespoły, które korzystają z usług tzw. „sieciówek”, tam prowadząc swoje treningi siłowe. Dlaczego tak jest, to wpis na osobny temat. Chciałbym żebyś wiedział, że często możliwości są ograniczone i trzeba działać z tym „co jest”. Jeśli chodzi o dostępność technologii, to znów, częstym zjawiskiem jest to, że trenerzy wnoszą swój prywatny sprzęt i technologię po to, aby usprawnić swoją pracę z korzyścią dla organizacji. Platformy, fotokomórki, push bandy, czy nawet najprostsze Polary do pomiaru tętna, to sprzęt nieobecny w znakomitej większości zespołów. Oczywiście, ja wyznaję zasadę „rób co możesz, z tym co posiadasz, tam gdzie obecnie jesteś”, dlatego zawsze należy działać na 100% możliwości, pomagając rozwijać się organizacji. Rozwijając organizację, rozwijamy siebie i swoje umiejętności.

Póki co, poza nielicznymi wyjątkami, miną lata zanim tworzenie struktur klubowych od podstaw w postaci departamentów, inwestowania w odpowiednie sprzęty i posiadanie długofalowej wizji rozwoju, będzie ważniejsze od osiągania wyników tu i teraz. Pewnie jeszcze przez długi czas będziemy obracać się w podobnym systemie, jednakże widać już jakieś światło na horyzoncie. Powstają miejsca w Polsce, które robią to już na poziomie światowym – tam należy upatrywać szans rozwoju sportu zespołowego jako całości, oraz poprawy warunków pracy w naszej branży, również jako całości.

9. POWTARZALNOŚĆ TO KLUCZ DO SUKCESU – RÓŻNORODNOŚĆ RÓWNIEŻ

Nie od dziś wiadomo, iż „consistency is the key”, czyli powtarzanie pewnych elementów, regularnie przez długi czas wraz ze wzrostem poziomu trudności, jest w pewnym sensie drogą do mistrzostwa. Z drugiej zaś strony, ciągłe powtarzanie tych samych elementów, może być bronią obosieczną ze względu na:
1. Overuse injuries – czyli kontuzje wynikające z nadmiernego eksploatowania pewnych segmentów ciała w specyficznych formach ruchu. (kontuzje przeciążeniowe związane z mechaniką ruchu)
2. Stagnację treningową i znużenie psychiczne. Ciągłe powtarzanie tych samych ćwiczeń staje się w pewnym momencie uciążliwe dla psychiki, przez co, ciężko zmotywować zawodników do wykonywania tych zadań na dużej intensywności. A z tego co wiemy, tylko wykonywanie pewnych zadań na intensywności zbliżonej do poziomu „game like situations” powoduje rozwój techniczno – motoryczny.

Przygotowywałem już siódmy okres przygotowawczy dla różnych zespołów i zawsze siadam do niego od nowa, zmieniając pewne założenia, schematy i egzekucję treningową. Nie wiem, jak można liczyć na rozwój zawodników, rok rocznie „przepuszczając ich” przez dokładnie ten sam schemat treningowy. Dzięki rozwojowi na treningu, poziom wyjściowy zawodników powinien być wyższy wraz z upływającym czasem. W Twojej drużynie trzon zespołu na każdy okres przygotowawczy powinien pojawiać się przygotowany lepiej, niż rok wcześniej.

Dlaczego mamy więc trenować tak samo, skoro są lepiej wytrenowani? W takim przypadku potrzeba jeszcze większych bodźców, aby w dalszym ciągu rozwijać drużynę. Oczywiście, w sporcie zawodowym na każdy okres przygotowawczy w Twoim zespole, może być wymienione pół składu. Jednakże, patrzmy zawsze na zespół przez pryzmat „trzonu” – czyli tych zawodników, którzy byli z nami wcześniej, bo na nich mamy największy wpływ.
Pewne rzeczy, w szczególności na siłowni, należy powtarzać, szlifować i „dokładać” na przestrzeni czasu. Nie będziemy teraz wchodzić w głębokie zagadnienia związane z adaptacją do bodźców treningowych, jednak chodzi mi o to, że taki monumentalny „przysiad”, w większości przypadków, będzie z naszymi zawodnikami obecny od początku ich rozwoju do końca kariery.

Aby wyciągać z tego ćwiczenia maksimum możliwości dla rozwoju zawodnika, musimy odpowiednio manipulować parametrami, modyfikując to ćwiczenie pod obecne i przyszłe potrzeby. Tak więc powtarzalność – mamy jedno ćwiczenie, czy „wzorzec ruchowy” i różnorodność – do tego wzorca dobieramy dziesiątki parametrów, aby bodźcować w odpowiedni sposób.

To samo dotyczy rozgrzewek, ćwiczeń ruchowych czy popularnych „wstawek motorycznych”. Ciągłe powtarzanie tych samych sekwencji na drabinkach koordynacyjnych, dokładnie takich samych zestawów dynamicznego stretchingu, biegania 10 min truchtu na rozgrzewkę przed każdym treningiem powoduje, że wkradają się „zbędne automatyzmy”, ćwiczenia w których nabijamy objętość, dogrzewamy tkanki, lecz nie wynosimy nic w postaci nauczania ruchowego czy nowych zdolności motorycznych, gdyż dobrane zadania są wyuczone na „pamięć” przez zawodników. Przytoczone zadania, powodują brak koncentracji, brak pobudzenia, znużenie i marnowanie czasu, gdyż zawodnicy nie koncentrują się na zrozumieniu, przetworzeniu i wyegzekwowaniu zadania ruchowego, lecz bezmyślnie powielają schematy. Oczywiście, nie każda rozgrzewka w ciągu sezonu musi być diametralnie różna, nadmierna różnorodność powoduje, że zadania nie zostaną nigdy powtórzone i utrwalone. W konsekwencji nie będą wykonywane tak, aby poprawić pewne akcenty w poruszaniu się, gdyż były powtarzane za rzadko, aby układ nerwowy „przetworzył je”, nauczył i zautomatyzował ruch na wysokiej intensywności, udoskonalając daną zdolność. Znów, trzeba wykazać się tak zwaną „czutką trenerską” – i odpowiednio dozować zadania, aby ich ilość była odpowiednia dla rozwoju, zarówno dzięki różnorodności zadań jak i odpowiedniej powtarzalności – która da pozytywne adaptacje.

10. BĄDŹ FAJNYM GOŚCIEM – TAK PO PROSTU.

Tutaj zostawiamy taki punkt na „deser”. Trener przygotowania motorycznego musi być zarówno „policjantem” jak i „ziomkiem”. Ułożenie grupy 20 facetów a co jeszcze trudniejsze – kobiet :), tak aby wszystko szło sprawnie, wymaga zarówno posiadania respektu jak i „dobrych wibracji”. Czasy, zamordyzmu, w których nie można nic powiedzieć trenerowi, powoli odchodzą do lamusa, i nawet trenerzy główni muszą żyć na dobrej stopie z drużyną. Zawodnicy i zawodniczki zawsze będą „gadać” i docinać, nawet w trakcie realizacji zadań treningowych. Ważne jest – aby nie brać tego do siebie i mieć dystans do własnej osoby. To pomaga nie wypaść z „rytmu” i bezstresowo wyegzekwować odpowiednie wykonanie ćwiczenia.
Myślę, że wielu z nas ma okres w swojej karierze, w którym czuje się tak „ważny” i koncentruje się na swojej pracy w ten sposób, że zapomina o tym, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Łatwiej się pracuje, gdy panuje dobra atmosfera. Zbyt mocne utożsamianie własnej osoby z pracą, którą wykonujemy tj. identyfikowanie siebie i modelowanie swojego poczucia własnej wartości, z tym że jesteśmy trenerami na pewnym szczeblu, jest dość niebezpieczne. Po pierwsze, powoduje, że, jesteśmy odbierani jako osoby zadufane w sobie z „kijem wiadomo gdzie”, po drugie, w przypadku niepowodzenia, zwolnienia lub błędu – odbieramy te rzeczy osobiście. Nie wolno tak robić, gdyż – nie mamy na wszystko wpływu, a ewentualna porażka jest zwykle konsekwencją złych decyzji „naczyń połączonych”, a nie tylko naszą winą. Jeśli jest odwrotnie, trzeba to przełknąć, wyciągnąć lekcję, być bardziej czujnym, ale dalej iść z uśmiechem przed siebie. To, że jesteś trenerem w ekstraklasie, trzeciej lidze czy chwilowo wypadłeś „z obiegu” – nie może definiować tego kim jesteś! Bycie trenerem to piękna misja i wspaniała praca, lecz na naszej drodze spotykamy się z wieloma ciężkimi sytuacjami, które rzucają cień na naszą profesję. To piękne uczucie, gdy kiedyś zawodnik lub trener, z którym pracowałeś powie w jakimś wywiadzie, przekaże komuś lub spotka nas po latach i powie, „Słuchaj, ten gość/ta trenerka, to prawdziwy fachowiec i świetny człowiek, dużo się przy nim/niej nauczyłem.”

___________________________________________________________________________________________________________________________________

Strength Development